Leżę – jadę
Leżę
Siedzę. Zamykam oczy. Leżę. Do mych uszu dochodzi tylko dźwięk wesołego pobekiwania baranów i kóz, poza tym ciszy nic nie mąci. Jest ciepło. Południowe słońce grzeje moje zbolałe ciało, a powieki próbują powstrzymać wciskające się pod nie światło. Leżę. Cisza.
Nagle wpada do mych uszu ostry, metaliczny dźwięk. Nie znam go i pewnie dlatego tak mnie intryguje. Waham się przez moment czy wpuścić światło pod powieki czy warto je podnosić. Tak rzadko dzieje się tu coś czego nie znam, że postanawiam to sprawdzić. Wyczuwam niepokój zwierząt. Dźwigam się na łokciach, otwieram jedno oko. Nie rozumiem obrazu, który do niego dociera. Otwieram drugie oko i analizuję. Widzę kobietę, europejkę, na rowerze. W głowie kotłują się myśli. Próbuję zrozumieć i gdy już prawie rzeczywistość zostaje oswojona, przed oczami pojawia się mężczyzna, również na rowerze. Otwieram szerzej oczy, przecieram je i nie mogę im uwierzyć. Mężczyzna ciągnie za sobą dziwny wehikuł. Próbuję dojrzeć co to jest, co w nim jest i podnoszę się wyżej na rękach. Siedzę. Widzę, ale oczom nie wierzę, w wehikule jadą dzieci. Obraz jest tak nierealny, że zastanawiam się czy prawdziwy. Może nadal leżę i pod powiekami migocące światło płata figle. Chcę zatrzymać ten obraz, zapytać, zrozumieć. Nie zdążę, znika. Powoli opadam na ziemię. Znowu tylko cisza, leżę.
Jadę
Jadę. Cisza to szum gum. Wszystko dookoła to miarowe dźwięki korby i oddechu. Nabieram prędkości. Po prawej widzę stado owiec i kóz. W świat moich mechanicznych, rowerowych dźwięków wpada wesołe pobekiwanie baranów i kóz. Zatrzymuję na nich wzrok i dostrzegam jeszcze jedną postać. Leży i pilnuje stadka. Zamknięte powieki, pewnie przysypia. Chcę śmignąć niezauważenie, sama nie wiem dlaczego i wyrasta przede mną niewielki podjazd. Jadę szybko, podjadę raz-dwa i już mnie nie będzie. Wzniesienie jednak mnie przerasta i redukuję bieg. Zgrzyt, za późno, przeliczyłam się. Metaliczny dźwięk leci w stronę poletka. Przepraszająco patrzę w stronę pasterza, który powoli podnosi głowę. Widzę, że stara się przyswoić zastany obraz, który nomen omen nie jest dla mnie niezwykły. Dla mnie nie, ale co się dzieje w głowie mężczyzny, który z pewnością nie często spotyka kobietę na obładowanym rowerze. Mijam go i widzę, że wzrok kieruje na coś innego, twarz mu się zmienia. Tak, to jadący za mną Zbychu zaskakuje go jeszcze bardziej. Zaskakuje mnie brak jakiejkolwiek reakcji z jego strony. Oprócz subtelnej, choć wymownej grze minami, nie wykonuje żadnego gestu. Jest to o tyle zaskakujące, że Marokańczycy reagują na nas niezwykle żywo. To któryś pomacha, to wesoło zakrzyknie na powitanie albo po prostu się uśmiechnie. Tego pasterza zaskoczyliśmy skutecznie, nie daliśmy mu żadnej szansy, czasu na pobudkę, na wyjście z innej rzeczywistości, na przestrojenie się. On pewnie nadal leży, ja dalej jadę.
Fasola, pięknie to napisałaś. Dzięki Tobie mam trochę dobrej wirtualnej literatury podróżniczej, bo reszta się kurzy na półce. Dzięki!
Dzięki:) To jeszcze taki tekst z drogi, wtedy ma się inne rzeczy w głowie. Ale mam jeszcze kilka w notesie, więc cieprliwości i będą:D