Dotarliśmy do Evory, miasta z listy Unesco. Byłam tu wcześniej z dzieciakami i moimi rodzicami samochodem. Spodobało nam się na tyle, że postanowiliśmy wrócić.
Wyjątkowo przespać się w hotelu, bo mamy kilka rzeczy do ogarnięcia. Docieramy do Ale-hoop i grzecznie pytam o pokój. Jest, to super, bo to takie klawe miejsce, do którego chce się wrócić. Coś na wzór hostelu, ale bardziej rodzinnie a mniej imprezowo. Do dyspozycji jest kuchnia z pralką i kącik dla dzieci, czyli wszystko co nam potrzebne. Układam sobie w głowie prośbę o dobrą cenę dla nas, a tu okazuje się że sezon się zmienił i cena tym samym również. Z 35 euro, które i tak stanowią prawie dwukrotność naszego dziennego budżetu, cena skoczyła do 45 euro. Daliśmy sobie chwilę do namysłu przy portugalskiej pożywnej zupie w knajpce tuż obok hotelu. Już zamawiam, gdy okazuje się że zupa właśnie wyszła. A niech to, co za dzień! Kątem oka widzę Zbycha rozmawiającego z kobietą z dwójką dzieci na rowerach. Gadka o tym co robimy, trasa, gdzie, co, jak. Ona opowiada o rodzinnej firmie, w której pracuje. Portugalbestcycling.com organizuje tygodniowe wycieczki rowerowe. Pada pytanie, a co wy właściwie macie zamiar teraz robić? Mówimy o sytuacji z hotelem i opowiadamy, że głównie to jednak pod namiotem śpimy i u dobrych ludzi z warmshower. Widzę telefon przy uchu, portugalskie coś tam, coś tam i pytanie: Do you want warm shower?
Także znowu jest jak miało być, a my prócz ciepłego prysznica, mamy basen, dobry nocleg i co najważniejsze świetne towarzystwo!
Właśnie tak jest w życiu. W każdej sytuacji ktoś wyciągnie do nas pomocną dłoń, wystarczy się tylko za nią rozglądnąć 🙂
Po ostatnich, dość krótkich wojażach po Słowacji i Węgrzech mam dużo większą ufność, że nic złego mi się w życiu nie stanie. Jedynym nieszczęściem jest utrata zdrowa, a na całą resztę zawsze da się coś poradzić…