Literka „O” jak obce
Literka „O” jak obce
Nad jeziorem Porajskim spotkaliśmy się z resztą ekipy (Miłoszem, Maćkiem, Arkiem i Piotrem). Po nocy i dniu jazdy mamy takie spostrzeżenia.
Chłopaki
Obce nam są:
– nie mycie zębów na wyjeździe;
– szukanie toalety na stacji benzynowej;
– zatrzymywanie się co godzinę na jedzenie, picie, siusianie i tysiąc innych powodów;
– codzienne szukanie pizzerii;
– szukanie idealnie prostego pola na rozbicie namiotów.
Idealne pole?
Oczywiście to raczej my opóźniamy wyjazdy i całą jazdę. Musimy nakarmić albo przynajmniej pomóc zjeść śniadanie Kajtkowi, spakować wszystko przy jednoczesnym poświęcaniu chociaż minimum uwagi Kajtkowi. Ale od początku było wiadomo, że jedziemy z dzieckiem i jazdę dostosowujemy do jego potrzeb. Ale oczywiście jest pięknie! Choć wczoraj Kajtkowi zrobiliśmy okrutnie ciężki dzień, bo 117 km w przyczepie to chyba jednak nie jest najlepszy sposób spędzania całego dnia.
Kajtek jeszcze nie wyciska 20 km/h, więc to też nieco spowalnia jazdę.
Literka „O” jest również jak oszołomienie, czyli najczęstsza reakcja na to, że jedziemy z dzieckiem na rowerze, a tym bardziej na to, że na tych rowerach jedziemy nad morze.
Kajtek z kumplami
Prawie jak Holandia
Nie zapomnijcie, że jedziemy do Boruszyna. Jaskinia Szachownica.
Zbychu zrobił sobie kilka dziur w stopie, a Kajtek na to: Jesteś Crulu lulu. Pozdro dla naczelnego.
Poranek w namiocie. Jest radość.
Ale macie fajnie, ja też chce być już w trasie, a tu jeszcze kilka dni dopinania ostatnich rzeczy, by móc wreszcie zostawić wszystko za sobą i jechać
Trzymajcie się!
Już niedługo. Dobrej drogi!
pozdro